Konkurs literacki
MOJE ...DZIESIĄT LAT



Marianna Cudnik


Z mojego życia mam wiele wspomnień, lecz najwięcej przeżyłam dni codziennych w Zakładzie. Pracowałam aż 23 lata w Zakładzie Dziewiarskim w Kolnie, który został uruchomiony we wrześniu 1964 r. Wtedy zostałam przyjęta do pracy.
O rok wcześniej wraz z grupą przyszłych pracownic wysłano nas na kurs dziewiarski do Legnicy. Opiekunem kursu był P. Derlatko. Szkolenie było bezpłatne i trwało 4 miesiące. Mam wspaniałe wspomnienia z tego kursu.
Legnica to piękne miasto ze starymi zabytkami i dużą ilością zieleni. Właśnie tamtego roku była piękna polska jesień. Konary drzew ze spadającymi czerwono-złotymi liśćmi urzekały swym pięknem. Trawniki pokryte były kolorowymi dywanami z liści. Słońca nie brakowało.
Część miasta zajęta była przez wojska radzieckie. Dużo więc ruskich spacerowało po mieście. Pewnego razu poszłyśmy z koleżankami do domu kultury na tańce (ruskie). Ciekawy widok. Na scenie orkiestra wesoło grała kazaczoka. Wokół sali nie było ani jednego krzesła. Wszyscy stali jak na tureckim kazaniu. Sytuacja wydała mi się bardzo ciekawa ponieważ zabawa taneczna była inna jak nasza. Tańce bardzo skoczne.
Z pobytu w tym mieście utrwaliła mi się również w pamięci obchodzona w październiku, uroczystość Matki Boskiej Fatimskiej. Prawie wszyscy mieszkańcy wyszli na ulicę. Spotkać można było również Rosjan, którzy pytali: "Kakaja to Maryja?"
Blisko naszej stancji była kawiarnia. W wolnych chwilach młodzież spotykała się tam przy kawie. Dla naszej dwudziestoosobowej grupy wynajęto stancję u starszego małżeństwa, którzy z zawodu byli nauczycielami. Mieliśmy z nimi wspólna kuchnię. Na szczęście obiadków nie trzeba było gotować. Jedliśmy je w stołówce Zakładów Mięsnych. Więc więcej czasu mogliśmy poświęcić na naukę teorii i praktykę na maszynach dziewiarskich.
Po egzaminie, który zdałam dobrze trzeba było wracać do domu. Była już zima, a pociągi przepełnione po brzegi. Wtedy mało kto posiadał samochód. Żal było zostawiając to ładne miasto. Cieszyła jednak nadzieja, że będzie praca w rodzinnych stronach.
Jak wspomniałam na początku pracę rozpoczęłam we wrześniu 1964r. Pracowałam na dwie zmiany jako krojczyni na krojowalni. Nie była to lekka praca. Warstwy dzianiny grubo ułożone trzeba było przekroić i przenosić do stołów. Drobna nieuwaga groziła zranieniem, a nawet utratą ręki. Czasami też zrywał się nóż taśmowy, który mógł skaleczyć.
W zakładzie produkowano wyroby bawełniane, wełniane z anilany i innych tworzyw sztucznych. Asortyment był różnorodny. Szyto garsonki, ubranka dziecięce, dresy, spodnie, sukienki, bieliznę damską i męską. Najpierw wykonywany był projekt. Skrojone z niego półfabrykaty pakowano i dostarczano na szwalnię.


Autorka opowiadania przy maszynie
Po kilku latach wywieziono maszyny dziewiarskie, a produkcję ograniczono do wyrobów z bawełny. Gotowe wyroby zaś wywożono do Związku Radzieckiego.
Często trzeba było też pracować na noc. Pokrojone elementy musiały być przygotowane na rano dla szwaczek. Było to bardzo uciążliwe bo w domu zostawały maleńkie dzieci bez mamy, a urlopów wychowawczych wówczas nie było.
Kiedy zakład przeszedł pod zarząd w Bartoszycach nazwano "Morena". Pracowało w nim około 400 osób.
Często wspominam też pochody 1-majowe. Maszerowaliśmy w czołówce. Za nami szkoły. Czerwonych szturmówek nikomu nie zabrakło. Wręczano je przymusowo, bez względu na poglądy. Trochę też było biało-czerwonych, ale zdecydowanie mniej. Kiedy pochód przychodził przed trybuną wołano: "Niech żyją przodownicy pracy", "Niech żyją te co majtki szyją" i słyszeliśmy oklaski i orkiestrę, która grała marsze komunistyczne. Nas reprezentował dyrektor Jan Ryśkiewicz. Co prawda był człowiekiem surowym, trzymającym reżim, ale za to dbał o nasze zarobki.
Po 13 latach przeszłam na szwalnię. Byłam szwaczką na maszynie "Owerlok". Praca była przyjemna. Szyłyśmy na nowoczesnych, japońskich maszynach. Czasem przez cały dzień nie zerwała się nawet nitka. Praca tam rozliczana była w akordzie. Każdy chciał zarobić jak najwięcej. Często wyrywano sobie paczki przeznaczone do szycia. Dochodziło do krótkich spięć między pracownicami. Wśród nas było też dużo kierowniczek, które nadzorując pracę spacerowały pomiędzy maszynami.
Na zakładzie znajdował się też kiosk spożywczy. Można w nim było zaopatrzyć się w żywność. Do kiosku wychodzono najczęściej podczas przerwy śniadaniowej. Jakie było zaopatrzenie w owych czasach, każdemu starszemu jest to wiadome! Kaszanka, pasztetowa, salceson. Czasem kawał kiełbasianej breji, której nie można było zjeść. Czekolada, pomarańcze bywały na roczne święta. Zwykle tego rarytasu nie starczało dla wszystkich. Pod kioskiem trzeba było stać w kolejce, często więc zabrakło czasu na zakupy. Kanapkę konsumowano później spod maszyny w czasie szycia.
Na terenie zakładu istniał też POP (Podstawowa Organizacja Partyjna – red.). Zapisywano tam członków prawie na przymus. Straszono zwolnieniem z pracy. Każdy się tego bał. W latach siedemdziesiątych wiele osób wystąpiło z Partii, szczególnie kobiet. Mało aktywnych nie potrzebowano. Z I zmiany po pracy, zwłaszcza młode matki szły po dzieci do żłobka. W zebraniach partyjnych więc nie uczestniczyły.
W roku 1987 zwolniłam się z powodu wyjazdu za granicę. Starałam się o urlop bezpłatny, lecz nie otrzymałam go. Dyrektor jednak obiecał mi, że po powrocie przyjmie mnie z powrotem. Nigdy tam jednak już nie wróciłam. Po moim powrocie do kraju w 1989 r. Zakład zaczął upadać. Został zlikwidowany w roku 1990. Żal mi było tej pracy. Przecież spędziłam tam 23 lata.. Żal mi było też wszystkich współpracowników. Co się z nimi stanie? Niektórzy otrzymali wcześniejsze emerytury. Część zatrudniła się gdzieś indziej.
Przez 15 lat budynek stał pusty. Ulegał zniszczeniu. W końcu został sprzedany. Aż nadeszła wiosna 2005 roku.
Na naszych oczach ciężki sprzęt budowlany wtargnął na plac Zakładu. Wszystkie budynki zamieniły się w gruz, który wywożono ciężarówkami. Pozostał tylko pusty plac i wspomnienie po Zakładzie i pracownikach, z których wielu już nie żyje. Czasem spotykam koleżanki z Zakładu i mile wspominamy miniony czas. Niejednokrotnie łza w oku błyśnie na wspomnienie przeszłości naszych lat.

do góry

Strona główna
Copyright © kek 2005
Gdybyś chciał skorzystać z naszych dóbr wystarczy, że napiszesz do admina i wspomnisz o naszym adresie u siebie.