Konkurs literacki
MOJE ...DZIESIĄT LAT



Zofia Kumelska


Poezja

Szkolne lata
Hej te dawne szkolne lata,
Godne są wspomnienia.
Myślało się o szkole, wieczorem i rano.
Do szkoły na bosaka się biegało,
Torbę zgrzebną się nosiło,
Czarny chleb się jadło,
Ołówkami, piórem się pisało,
Nauczycieli bardzo się szanowało.
I koleżanki i koledzy
Byli jak szkolna rodzina.
Byli grzeczni, przyjacielscy,
Że po takich długich latach
Mile się ich wspomina.
A czego się wtenczas nauczyło,
W głowie pozostało, i pisanie, i czytanie,
I historji dawnej dzieje...
Takie to są tych szkolnych lat dzieje.
Wielu uczniów już nie żyje,
Nie żyją też nasze nauczyciele.
Tylko żyją w naszych sercach, drodzy przyjaciele!!

O młodości!
Niech cieszy cię młodości czas:
Żeby ci miły był każdy dzień,
Bo młodość tylko jedną masz.
Niech ją nie zaćmi, smutku cień.
Młodość to siła ducha i ciała:
Ona zwycięża przeciwności życia,
Gdyby w swym starcie upór miałam
Szybko stanęła by na szczycie.
Młodość to jak śpiewu brzmienie:
I pięknej muzyki tony...
Wiosny majowej tchnienie.
Poezji o życiu natchnienie.
I choćby przeciwności miała,
To szybko je zwycięża...
Nadzieją młodości umocniona.
Nie potrzebuje oręża...
To kwietna łąka wiosenna:
Gdzie różnokolorowe są kwiaty.
Takie to młodości bywa urok.
W naturze swej bogatej...!

Kochajmy życie
Kochajmy życie póki sił,
Żeby nam świat ten.
Miłym był...
Bo życie upłynie,
Na tej cudnej dolinie...
Kochać już nie będzie sił.
Bo życie jedne, dał nam Bóg:
Więc kochaj życie, ile byś mógł.
Bo życie upłynie, nadejdą te chwile
Że kochać już nie będziesz mógł.
Kochajmy życie póki czas:
Bo jedno życie i jedną młodość masz.
Gdy starość nastanie:
Kończy się kochanie.
Bo już nie żyjesz, tylko trwasz!!
Aż wezwie cię do siebie Pan.
I z życia tylko duch zostanie...

Opowiadanie


Urodziłam się na wsi w rodzinie rolniczej w 1921 roku.
Były to lata po wyzwoleniu Polski od okupacji rosyjskiej, lata biedy i zacofania, szczególnie na wsi. Ludzie na wsi jakoś dawali sobie radę, jedni lepiej inni biedniej. Dzielili ziemię na kawałki dla swoich dzieci, bo pracy nie było. W miastach też różnie żyli. Byli bogaci i bardzo biedni. Zaczęły powstawać na wsiach szkoły, wynajmowano pokoje u gospodarzy i tam uczyły się dzieci z kilku wiosek (przeważnie na trzy wioski dwoje nauczycieli, którzy bardzo dobrze uczyli).
Poszłam do szkoły pierwszy raz kiedy skończyłam 8 lat, bo wcześniej chorowałam. Powoli zaczęłam uczyć się literek. Szkołę bardzo polubiłam, były to najmilsze lata w moim życiu, ogarniał mnie wtedy i moje serce jakiś dziwny urok. Do szkoły chodziło się wtedy na bosaka, tornister z płótna, pisało się piórem umaczanym w atramencie, w kałamarzu, który był osadzony w otworku w ławce szkolnej. Rysowało się ołówkiem, który trzeba było zaostrzyć często nożykiem. Ławy były takie jakie bywają w kościele, tylko nie takie piękne, proste i nie malowane, ale wygodne. Chodziliśmy do szkoły do wsi Skrody Wielkiej, oddalonej o kilometr od mojej wioski Skrody Małej, uczęszczały tam też dzieci ze wsi Koziki. Szkoła była pięcioklasowa. Uczęszczać do niej można było do czternastego roku życia i koniec.
Kiedy już umiałam pisać i czytać, zaczęłam myśleć by coś napisać: o tym co jest wokoło, o przyrodzie, o ptaszkach i różnych zjawiskach świata, a także taki skromny pamiętnik. W trzeciej klasie napisałam wiersz o naszej rzeczce Skrodzie i pokazałam Panu, ale mi nie uwierzył. Myślał, że przepisałam z "Płomyczka" (szkoła wtedy prenumerowała miesięcznik o tym tytule). Była szkolna biblioteka . Były w niej bajeczki dla młodszych i książki historyczne dla starszych. Przeczytałam te bajki i prosiłam o te inne jak "Krzyżacy", "Pan Wołodyjowski" czy "Potop" oraz całą trylogię Sienkiewicza. ale zaczęto się śmiać ze mnie, że jestem za mała, ale ja bajek już nie chciałam. Pan nauczyciel dał mi książkę "Księżna łowicka"., którą czytałam szybko i bardzo mi się spodobała. Bardzo przejęłam się. Była to powieść o życiu ludu za cara, kiedy to Polska była po rozbiorze.
Później już zaczęłam czytać trylogię i inne historyczne książki.
W szkole najbardziej lubiłam polski. Sprawdzałam się w pisaniu dyktand i w wypracowaniach. Mogłam wykazać się swoimi zdolnościami. Wiele byłoby do opisania tych miłych wspomnień szkolnych. Skończył się czas prawny uczęszczania do szkoły i zostałam w domu (prawie nikt ze wsi nie posyłał na dalszą naukę).
Pracowałam w gospodarstwie, było ciężko. Przeżywałam bardzo to, że nie mogę uczyć się dalej, śniłam po nocach, że idę do szkoły, ale już tam na mnie nie czekają, nie wypada. W zimie rodzice posłali mnie do krawcowej uczyć się szycia. Nie cieszyło mnie to, bo wciąż w głowie i sercu była tęsknota za nauką. wieczorami trzeba było prząść, szyć albo robić na drutach, co lubiłam, ale tak po kryjomu pisałam i czytałam na strychu, w piwnicy czy przy świecy kiedy wszyscy spali.
Kiedy do Stawisk przyszedł ks. Aleksander Łada organizował młodzież żeńską i męską, założył katolickie stowarzyszenie. Miałam wtedy 16 lat, prosiłam rodziców, by pozwolili mi zapisać się do tego stowarzyszenia. Ksiądz organizował zebrania, założył kółko różańcowe, a także „Komedyjki”, w których uczestniczyłam i byłam bardzo zadowolona. W 1937 roku był kongres Eucharystyczny w Łomży, zlot z całej Polski. Szliśmy na niego pieszo ze śpiewem i sztandarem.
W końcu wybuchła druga wojna światowa, miałam wtedy 18 lat. Bałam się , kiedy latały "bombowce" i tych Niemców. Żal mi było mojej ojczystej ziemi, którą niszczył nieprzyjaciel. O lagrach dowiedziałam się już po wojnie. Na wsiach było cicho, skazywano na roboty, mnie udało się uciec z transportu. Wiele można byłoby opisywać o tej sześcioletniej okupacji, o jej przeżyciach. Ludzie jakoś dali sobie radę. Na wioskach było lżej.
Po wojnie, na początku było dobrze. założono światła, pojawiły się radia i we wsi zrobił się „luz”. Młodzi wyjeżdżali do pracy, a niektórzy do nauki, bo zaczęto otwierać uczelnie i organizować kursy "pedagogiczne", bo wielu nauczycieli zginęło za okupanta. Koleżanki zapisały się na ten kurs, wyczytały w gazecie, zdobyły świadectwa z 7 klasy, ja dowiedziałam się za późno, one mi nie powiedziały, bo też miały trudności. Dowiedziawszy się, gdzie przebywają nasi nauczyciele (byli na wsi u swojej rodziny) pobiegłam pieszą wiele kilometrów. znalazłam i prosiłam o świadectwo z 7 klasy, ale Pan nauczyciel zadał mi zadanie z matematyki, z ułamków dziesiętnych i zwykłych, bo wiedział, że byłam w tym słabsza. Był to czas żniw, zwózka, skryłam się sianie na chlewiku i zaczęłam odrabiać zadania, "medytować". tam mnie odnaleźli i zabrali do zwózki żyta, chociaż były już to ostatki. I nie poszłam po świadectwo. Trzeba było jakoś temu Panu wynagrodzić, a rodzice moi byli obojętni co do mojej nauki i lepszego startu w życie.
Zostałam na wsi. Mając 24 lata wyszłam za mąż. Pracowałam na roli, gotowałam, prałam, sprzątałam, przędłam i szyłam, ale wciąż tkwiło we mnie niezadowoleni. Śniło mi się, że jestem w szkole i tak płynęło moje życie.
Dowiedziałam się, że we wsi jest punkt biblioteczny, cieszyłam się, że mogę poczytać (w zimowe wieczory miałam mniej obowiązków i wypożyczałam książki). Ten punkt biblioteczny przechodził do różnych gospodarstw, gdzie prowadziły go młode dziewczyny. Wreszcie, gdy nikt już nie chciał punktu (bo było małe wynagrodzenie), kobieta, która "rządziła" nim zaproponowała mi bym wzięła książki, bo wszyscy wiedzieli, że tylko ja lubię czytać. Przyjęłam i wtedy to już byłam szczęśliwa, czytałam. zaczęłam już na stałe pisać, wydawało mi się, że mogłabym napisać też książkę.
Filie biblioteczne organizowały wtedy różne konkursy. Były one łatwe, dostałam komplet talerzy. Był też konkurs w Kolnie, gdzie przyznano mi materiał na pościel i obrus plastykowy. bardzo lubiłam te spotkania w Kolnie. Pracowały tam panie Jagielska i Helena Dąbrowska, bardzo miłe panie. Potem mój punkt biblioteczny należał do Biblioteki Publicznej w Stawiskach, pracowała tam wtedy P. Mirosława Ptak. , bardzo dobra i miała. zawsze pamiętała o mnie, dawała mi zaproszenia na różne spotkania w Stawiskach i Łomży. Gmina też o mnie dbała. Dała mi szafki na książki i wspomagano mnie zawsze. Były to czasy, kiedy bardzo dbano o kulturę, nie żałowano funduszy, a kultura rozwijała się, „kwitła”.
Później nastały czasy likwidacji punktów na wsi. Zabrano książki. Po punkcie została mi szafka, którą podarowała mi gmina.
Nie przestawałam pisać małych "utworków", miałam chęć napisać powieść, bo wiele "utworzyło" mi się w głowie w bezsenne noce, ale nie wiedziałam jak ja zacząć.... Książkę ciężej, trudniej napisać. bo choćby natchnienie było, to technika pisania trudniejsza, trzeba umieć pisać. Wiersze bywają łatwiejsze, wystarczy temacik, aby było natchnienie i chęć... Moje wierszyki to prosta myśl, nie muszę silić się. Nie liczę na krytykę, piszę dla siebie i piszę prosto w zeszyt, na brudno szkoda siły i długopisu. Napisałam może około 500 wierszy, tylko, że rozdałam te zeszyty kuzynom. Obecnie pisze mniej, mam swoje lata. Uczeni poeci (pisarze) piszą dla sławy, ale niektóre ich utwory są niezrozumiałe dla proste ludu. Są to zagadkowe rebusy, mają górnolotne wyobrażenie, ale niektórzy uwielbiają takie utwory.
Co osiągnęłam z tego swojego pisania? To, że nikt moich utworów nie krytykuje wiedząc, że jestem prostą kobietą ze wsi, nie posiadam wykształcenia, tylko mam chęć pisania. Byłam też zapraszana na różne kulturalne spotkania, byłam też nagradzana, otrzymałam od Wojewody Łomżyńskiego odznakę "Zasłużony działacz kultury". Wydano w Piszu książkę "Moje ślady". Jest w niej 156 utworów, niektóre pochodzą z pamiętnika. Moimi wierszami zainteresował się nauczyciel polonista P. Marek Waszkiewicz, obecny Burmistrz gminy Stawiski, i wydał w 500 egzemplarzach książkę. Została ona rozprowadzona w województwie podlaski, w USA 10 szt, w Hamburgu – 15 szt i w Anglii 2 szt.- jednym słowem moje utwory "rozeszły się" po całym świecie.

do góry

Strona główna
Copyright © kek 2005
Gdybyś chciał skorzystać z naszych dóbr wystarczy, że napiszesz do admina i wspomnisz o naszym adresie u siebie.